Resort nauki wychodzi z założenia, że łączenie grup negatywnie odbija się na kształceniu studentów.
– Szukają w ten sposób oszczędności. Zamiast np. dwóch wykładów czy konwersatoriów wystarczy, że zorganizują jeden. Niestety, dzieje się to kosztem jakości kształcenia. Takie grupy są bowiem większe, a komfort pracy mniejszy – komentuje Tomasz Tokarski, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.
Resort planuje wprowadzenie zapisu, że nie więcej niż 30 proc. zajęć, w których biorą udział studenci niestacjonarni, może być prowadzonych łącznie ze stacjonarnymi.
– W mojej ocenie trzeba przeprowadzić analizę, na ile łączenie grup dziennych z wieczorowymi jest problemem i czy w ogóle ustawowa regulacja jest potrzebna. Warto w tym celu przeanalizować raporty Polskiej Komisji Akredytacyjnej, która ocenia jakość kształcenia na uczelniach – uważa prof. Marek Rocki, były przewodniczący PKA, rektor SGH. – Może się bowiem okazać, że patologiczne łączenie grup to jednostkowe przypadki i nie wymaga ingerencji ustawodawcy – dodaje.

Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna", stan z dnia 12 września 2017 r.