Jak wynika z danych OECD, w roku akademickim 2012/13 najwięcej młodych Polaków – 7278 – studiowało właśnie w Wielkiej Brytanii. Wyspy coraz większym zainteresowaniem cieszą się także wśród uczestników Erasmusa. Na przełomie 2009 i 2010 r. w ramach programu trafiło tam 529 Polaków. Trzy lata później było to już 807 osób.

Rosnący popyt na wyjazdy edukacyjne odnotowała także toruńska szkoła językowa Conversa, która rekrutuje przyszłych studentów angielskich i walijskich uczelni. Na początku 2005 r. placówka wysłała zaledwie 23 studentów. W 2012 i 2013 r. było ich już kolejno 78 i 96. W tym roku liczba aplikacji nie jest jeszcze ostateczna, ale już wiadomo, że będzie oscylować wokół setki. – Uczniowie coraz częściej i szybciej dowiadują się, że wyjazd na studia do Anglii może być naprawdę łatwy. Pomagamy aplikantom przebrnąć przez uciążliwy proces rejestracji i opiekujemy się nimi na odległość – tłumaczy Anna Czuba, dyrektor Conversy.
 
 
Choć cieszy to, że młodzi Polacy dają sobie radę nawet na renomowanych zagranicznych uczelniach, to martwi z kolei, że o wyjeździe zaczynają myśleć jeszcze w gimnazjum – jakby nauka w kraju nie miała sensu.
 
Co ciekawe, wyjazd na studia na Wyspach nie musi oznaczać zrujnowania rodzinnych finansów. – Rodzice najczęściej martwią się o pieniądze, ale szybko tłumaczymy im, że tamtejsze rządy wychodzą naprzeciw możliwościom studentów – przekonuje Dagmara Lewandowska z Conversy.
 
W Anglii jest wysokie czesne, sięgające 50 tys. zł rocznie – ale można je pokryć z preferencyjnego kredytu studenckiego. Spłata egzekwowana jest dopiero wtedy, gdy pożyczkobiorca przekroczy roczny próg dochodowy 12,6 tys. funtów (mieszkając w Polsce) lub 21 tys. funtów (mieszkając w Anglii). W dodatku, jeśli w ciągu 30 lat danej osobie nie uda się osiągnąć takich zarobków, kredyt ulega przedawnieniu. Jeszcze lepiej jest w Walii, gdzie znaczną część czesnego finansuje walijski rząd. Studia w Szkocji są darmowe, ale w tym kraju Polacy muszą liczyć się z limitami określającymi liczbę studentów danych narodowości.
 
 
Gdy w 2004 r. Polska wstępowała do Unii Europejskiej, poza granicami kraju przebywało około miliona naszych rodaków. Prawdziwy boom wyjazdowy nastąpił krótko po akcesji. W 2007 r. liczba polskich emigrantów wynosiła już ponad 2,2 mln – a od tamtego czasu ustabilizowała się na zbliżonym poziomie. W 2012 r. wciąż nieznacznie przekraczała 2,1 mln. Według szacunków prof. Krystyny Iglickiej, demografa i rektora Uczelni Łazarskiego, wrażenie trwałej stabilizacji zniknie wraz z opublikowaniem statystyk za rok 2013. Z wyliczeń ekspertki wynika bowiem, że Polskę w ubiegłym roku mogło opuścić nawet pół miliona osób. Jeśli te dane oficjalnie się potwierdzą, liczba emigrantów wzrośnie do rekordowych 2,6–2,7 mln.
 
Eksperci podkreślają, że Polacy czasowo przebywający na obczyźnie coraz częściej interesują się założeniem działalności gospodarczej, zakupem domu czy podnoszeniem kwalifikacji dostosowanych do potrzeb rynków, co świadczy o planach osiedlenia się i założenia rodziny lub ściągnięcia jej do siebie z ojczyzny.
 
 
Najpopularniejszymi kierunkami emigracji bezsprzecznie pozostają Wielka Brytania i Niemcy, w których w 2012 r. przebywało kolejno 637 tys. i 500 tys. Polaków. Inne popularne kierunki wyjazdów zarobkowych to Irlandia, Holandia, Włochy i Norwegia w każdym z tych krajów liczba Polaków oscyluje wokół 100 tys.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna