Kinga Mierzyńska: Dlaczego zdecydowała się Pani na studia prawnicze i aplikację radcowską? Była to decyzja spontaniczna czy odpowiednio wcześniej zaplanowana droga życiowa?

Aleksandra Hulewicz: Nie był to jedyny kierunek studiów, jaki rozważałam. Planowałam studiować dziennikarstwo i wykorzystać swój pęd do pisania. Ostatecznie o wyborze kierunku zadecydował mój pragmatyzm. Zyskałam przeświadczenie, że znajomość prawa przyda mi się w życiu bardziej, niż umiejętność napisania reportażu, czy felietonu.
 
Decyzja o aplikacji radcowskiej była już tylko pochodną wyboru kierunku studiów. Od początku miałam świadomość, że dla prawnika studia prawnicze to nie koniec edukacji, więc w sposób naturalny dążyłam do tego, żeby się dostać na aplikację. Poza tym moim marzeniem było występowanie w sądzie. Tego, co do zasady, nie można osiągnąć bez aplikacji. Wobec tego nie chciałam poprzestać na samych studiach.
 
Aplikacja radcowska wyniknęła z tego, że na początku swojej drogi zawodowej obsługiwałam głównie przedsiębiorstwa.
Więcej na ten temat napisałam na blogu we wpisie pt.: „Droga do zawodu prawnika”.
Z upływem czasu moimi klientami stały się także osoby fizyczne, ich sprawy rodzinne i majątkowe. Na szczęście obecnie edukacja na aplikacji radcowskiej i adwokackiej, jak też i posiadane uprawnienia radcy prawnego i adwokata  w zasadzie się pokrywają, dlatego też z powodzeniem mogłam się zająć praktyką rodzinną, co daje mi dużo satysfakcji.
 
K.M.: Jest Pani mamą dwóch cudownych chłopców. Jak udaje się Pani pogodzić pracę radcy prawnego z rolą przykładnej żony i matki?

A.H.: Nie chciałam dopuścić do sytuacji, w której moje życie będzie się rozwijało wyłącznie na polu zawodowym. Studia i aplikacja radcowska, która kiedyś trwała dłużej niż obecnie, zajęły mi prawie 10 lat, więc musiałam sobie wypracować jakiś sposób na życie prywatne. Staram się łączyć te wszystkie funkcje,     o które Pani pyta i wychodzi mi raz lepiej, a raz gorzej i nie odważyłabym się nazwać siebie „przykładną żoną i matką”. Z pełną świadomością jednak godzę te wszystkie role, mimo, że kosztuje to wiele wysiłku, bo do szczęścia w życiu potrzebny mi jest zdrowy balans pomiędzy jednym a drugim życiem. Gdybym miała koncentrować się wyłącznie na sprawach nazwijmy to „domowych”, nie byłabym spełniona, a w konsekwencji nie wyszłoby to na dobre także moim bliskim.
 
K.M.: Macierzyństwo to wyjątkowy czas w życiu każdej kobiety. Aczkolwiek czy nowa sytuacja sprawiła, że musiała Pani dokonać diametralnych zmian w swoim życiu, przygotować nowy harmonogram pracy, zrezygnować z pewnych kontraktów?

A.H.: Na szczęście jestem dobrym przykładem na to, jak można zaaranżować macierzyństwo tak by „nie zaszkodziło” to życiu zawodowemu. Dlaczego? Ponieważ w moim życiu zawodowym po urodzeniu dzieci nie dokonała się żadna specjalna rewolucja.
 
W okresie wczesnego macierzyństwa odłożyłam sprawy zawodowe zupełnie na bok. Od 8 lat współpracuję    z tą samą Kancelarią Chajec Don Siemion & Żyto (www.cdz.com.pl), której partnerzy są wyrozumiali i zaakceptowali moją chwilową niedyspozycję zawodową. Właściwie dwie niedyspozycje.
 
Kiedy dzieci skończyły pół roku, powróciłam do poprzedniego rytmu zawodowego, swoich obowiązków, klientów i kolegów z kancelarii, z którymi pracę sobie bardzo cenię, a których mi już na macierzyńskim powoli zaczynało brakować.
 
 
K.M.: Czy w polskim systemie prawnym wprowadziłaby Pani nowe zapisy lub znowelizowała aktualne dotyczące pracujących kobiet w ciąży, kobiet przechodzących na tzw. urlop macierzyński oraz kwestii ich powrotu do pracy?

A.H.: Wbrew obiegowej opinii, obecne przepisy są korzystne dla kobiet w ciąży i matek. Jednak wiele matek  narzeka na przepisy regulujące powrót kobiet do pracy po urlopie macierzyńskim, czy wychowawczym. Choć prawo zasadniczo  przewiduje obowiązek zatrudnienia kobiety na tym samym stanowisku, to jednak ochrona kobiet w praktyce bywa iluzoryczna, bo zaraz po przyjęciu do pracy pracodawca może wręczyć jej wypowiedzenie. Z drugiej strony nie można stworzyć sytuacji, że pracodawcę pozbawia się prawa do decydowania  o tym, kogo ma zatrudniać i na jak długo. Nie możemy uwzględniać potrzeb wyłącznie kobiet, bo inaczej pracodawcy będą je traktowali jako zło konieczne unikając ich zatrudniania. Dobry ustawodawca to taki, który waży potrzeby zarówno jednej i drugiej grupy.
 
Choć może to zabrzmi przewrotnie i nie wszystkim matkom się spodoba, ale jestem zdania, że nie poprawimy sytuacji kobiet poprzez przyznanie im większej ilości praw pracowniczych. Ustawodawca powinien zacząć od poprawy sytuacji przedsiębiorców, którzy są pracodawcami. Dziś sektor małych i średnich przedsiębiorstw doznaje tyle trudności w funkcjonowaniu, że siłą rzeczy odbija się to na pracownikach, w tym kobietach. Stworzenie im lepszej sytuacji do rozwoju, zapewni w konsekwencji lepsze warunki pracy dla matek.
 
K.M.: Według Millward Brown SMG/KRC – Instytutu Badań Rynku i Opinii Publicznej aż 32 % pracujących kobiet obawia się, że jeśli zajdą w ciążę, będą miały kłopoty w pracy, natomiast 16 % kobiet po urlopie macierzyńskim lub wychowawczym zostaje zwolniona lub zmuszona do odejścia z pracy. Jakie prawa przysługują zatem młodej mamie, która wraca po urlopie macierzyńskim do pracy?

A.H.: Częściowo już o tym wspomniałam odpowiadając na pytanie wcześniejsze, czyli zasadniczo miejsce pracy matki powinno być zagwarantowane. Jeśli matka wraca do pracy bezpośrednio po macierzyńskim (lub dodatkowym macierzyńskim), a okazuje się, że powrót do pracy na dotychczasowe stanowisko jest niemożliwy (np. z powodu likwidacji tego stanowiska), pracodawca powinien zapewnić kobiecie nowe stanowisko. Przepisy mówią, że kobieta ma wówczas prawo do takiego wynagrodzenia, jakie otrzymywałby, gdyby nie korzystała z urlopu. Gdyby pracodawca jej tego nie zapewnił może się odwołać do sądu pracy.
 
Po szczegóły odsyłam do mojego wpisu pt: „Oddajcie moje biurko”, który w całości o tym traktuje.
 
K.M.: Prowadzi Pani bloga „Prawnik na macierzyńskim”. Skąd pomysł na taką formę autoprezentacji? Czy dzięki tej aktywności czuje Pani, iż realizuje pewną misję względem wszystkich kobiet, które chcą się realizować zawodowo, a przy tym być świetnymi matkami i znać wszelkie prawa, jakie im przysługują?

A.H.: Nie jestem pewna czy słowo „misja” nie jest przypadkiem trochę na wyrost, ale z pewnością jest to jeden z powodów, dla którego piszę i tworzę „Prawnika na macierzyńskim.
Oprócz tego, że robię, co mogę aby to zagmatwane i skomplikowane dla „przeciętnego Kowalskiego” prawo odkodować i przetłumaczyć na język dla niego zrozumiały, to jeszcze staram się pokazać „przeciętnej Kowalskiej”, że można łączyć pracę zawodową z macierzyństwem. Macierzyństwo naprawdę nie musi oznaczać samych pieluch. Można je łączyć zarówno z pracą, jak i hobby np. z pisaniem bloga.
 
Wywiad przeprowadziła Kinga Mierzyńska