Jak bowiem wyliczyła gazeta, za 3 lata do matury przystąpi 268 tys. uczniów. A w tym czasie szkoły publiczne mają dysponować dokładnie taką samą liczbą wolnych miejsc na pierwszym roku studiów dziennych. 

A już dziś efektem spadku liczby słuchaczy na uczelniach publicznych są mniejsze dochody z opłat dydaktycznych – zauważa "DGP", dodając, że najbardziej odczuwają to szkoły ekonomiczne i pedagogiczne, dla których wpływy ze studiów niestacjonarnych i podyplomowych to bardzo ważne źródło przychodów. 
 
 
Demografia zwiastuje też kłopoty dla uczelni niepublicznych. Zapewne ocaleją tylko te, które w zasadzie gwarantują uzyskanie dyplomu w zamian za czesne – wskazuje dziennik. 
 
 
Ale z drugiej strony strategią przetrwania może okazać się stawianie na jakość. "Szkoły prywatne będą musiały zaoferować więcej niż publiczne. To będzie wymagało udowodnienia, że absolwenci lepiej sobie radzą na rynku, np. łatwiej znajdują pracę" – mówi Grzegorz Baczewski z Konfederacji Lewiatan. (PAP)