Dusza człowieka niekoniecznie od poczęcia

Ocena moralna aborcji uzależniona jest w dużej mierze od określenia ontycznego statusu poczętego dziecka, a ta kwestia wraz z rozwojem wiedzy o otaczającym nas świecie kształtowała się bardzo różnie. Przykładowo Platon miał uważać, że uduchowienie człowieka następuje dopiero w momencie urodzenia – z pierwszym oddechem dziecka zostaje wprowadzona do jego organizmu pochodząca spoza matczynego łona dusza. Nawet św. Tomasz z Akwinu, uważany za jednego z największych myślicieli chrześcijańskich, twierdził, że dziecko w łonie matki nie od razu staje się człowiekiem (por. art. 2 kwestii 118 pierwszej części Summy Teologicznej). Pozostając pod wpływem rozważań Arystotelesa, uważał, iż płód staje się ludzki czterdzieści dni po poczęciu, jeżeli jest to płód męski. W przypadku płodu żeńskiego, w myśl średniowiecznej mentalności, miało to oczywiście nastąpić jeszcze później – dziewięćdziesiąt dni po poczęciu.
Współczesna filozoficzna argumentacja dotycząca początku istnienia ludzkiej duszy odwołuje się do nauk przyrodniczych, które wskazują, że wraz z połączeniem się plemnika z komórką jajową zostaje utworzona zygota, która posiada ludzki kod genetyczny, kierujący całym psychofizycznym, nieprzerwanym wzrostem człowieka. Ta tożsamość, ciągłość i jednorodność procesu rozwoju człowieka od samego poczęcia ma wskazywać na jedno i to samo źródło tych działań, które nazywane jest ludzką duszą. Powszechnie przyjmowane założenie, że życie ludzkie zaczyna się w momencie zapłodnienia, powoduje, że aborcja, zwłaszcza w środowiskach chrześcijańskich, uznawana jest przeważnie za niedopuszczalną.

„Prawo” do aborcji nie istnieje

Niezależnie jednak od przyjętej moralnej oceny tego czynu, chciałabym zwrócić uwagę na pewien niepoprawnie przywoływany w dyskursie publicznym zwrot. Otóż bardzo często, nawet wśród polityków, zdarzają się dyskusje o tzw. „prawie” do aborcji. Wyjaśnienia wymaga, że z prawnego punktu widzenia nie istnieje taka konstrukcja jak „prawo podmiotowe do aborcji”.
W doktrynie można spotkać się z następującą propozycją definicji prawa podmiotowego: jest to pewna sytuacja prawna wyznaczona podmiotom przez obowiązujące normy i chroniąca prawnie uznane interesy tych podmiotów. Na sytuację tę składają się wolne – w aspekcie normatywnym – zachowania psychofizyczne lub konwencjonalne podmiotu uprawnionego, z którymi sprzężone są zawsze obowiązki innego podmiotu, przy czym z reguły uprawnionemu przysługuje również kompetencja do żądania, by organ państwa dysponujący przymusem doprowadził do zrealizowania sprzężonych z prawem podmiotowych obowiązków (por. Z. Radwański, A. Olejniczak Prawo cywilne – część ogólna).
Warto zauważyć, że nawet jeśli przepisy jakiegoś państwa przewidują sytuacje, w których dokonanie zabiegu aborcji jest legalne, to nigdzie na świecie nie kreują one tak zdefiniowanego prawa podmiotowego. W żadnym z ustawodawstw zagranicznych katalog przypadków legalnej aborcji nie został bowiem wprowadzany do systemu prawnego ze względu na ochronę prawnie uznanych interesów jakichś podmiotów.
Takiego prawa nie da się wywieść również z art. 47 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Ów przepis statuuje w polskim porządku prawnym prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego oraz do decydowania o swoim życiu osobistym. Należy jednak zauważyć, że w przypadku podjęcia decyzji o aborcji kobieta decyduje nie tylko o swojej prywatności czy też swoim życiu osobistym, lecz przede wszystkim o istnieniu innej osoby ludzkiej, zatem znacznie wykracza poza ramy art. 47 Konstytucji.

Aborcja jako konflikt dwóch wartości

W odniesieniu do legalnej aborcji należy mówić raczej o konflikcie dwóch wartości: jakiegoś z dóbr kobiety i dobra jeszcze nienarodzonego dziecka. Najwyraźniej widać to, gdy powstaje kolizja zagrożenia życia matki i życia płodu. Innym przykładem konfliktu wartości jest sytuacja, w której kobieta została zgwałcona. Wówczas na jednej szali stawiane są wolność i godność osoby, a na drugiej życie płodu.
Rozważając ten drażliwy społecznie problem, nie należy zadawać pytania: czy kobieta powinna mieć „prawo” do aborcji.
 

Prokurator coraz rzadziej na sali rozpraw>>

Należy pytać o to, czy jej wolność, integralność seksualna, dobre samopoczucie psychiczne mogą być ograniczone i jeśli tak, to w jakim stopniu. Gdy analizowane jest czyjeś prawo do czegoś, to zwykle łączy się je z interesem tej osoby, potrzebą, którą można zaspokoić. W przypadku aborcji nie ma takiej potrzeby, lecz istnieje dobro kobiety, które już samo w sobie podlega ochronie prawnej. Dlatego właśnie używanie sformułowania „prawo do aborcji” trywializuje problem, który tak naprawdę polega na wyborze pomiędzy dwiema prawnie chronionymi wartościami.
Także Europejski Trybunał Praw Człowieka w swoich różnorodnych orzeczeniach wprost oświadczył, że nie istnieje „prawo” do aborcji albo do jej wykonania, gdyż ciąża i aborcja nie są wyłącznie prywatną sprawą matki (por. np. wyrok ETPCz w sprawie Silva Monteiro Martins Ribeiro przeciwko Portugalii). Zdaniem Trybunału państwo może zezwolić na przeprowadzenie takiego zabiegu jedynie ze względu na konkurujące prawa gwarantowane przez Europejską Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, czyli ze względu np. na zagrożenie życia albo zdrowia ciężarnej kobiety. Innymi słowy można powiedzieć, że Trybunał toleruje aborcję, jeśli jest ona uzasadniona chronionym przez Konwencję dobrem pozostającym we właściwej proporcji do dobra poświęcanego.
W odniesieniu do omawianego zagadnienia trafne wydaje się skojarzenie z kontratypem, czyli okolicznością uniemożliwiającą przyjęcie bezprawności zachowania się człowieka. W nauce o prawie karnym przyjmuje się, że o kontratypie można mówić w razie koniunkcyjnego spełnienia trzech podstawowych warunków:

  1. występowania faktycznej kolizji pomiędzy przynajmniej dwoma dobrami chronionymi prawem,
  2. obiektywnej konieczności poświęcenia jednego z kolidujących ze sobą dóbr oraz
  3. społecznej opłacalności tego poświęcenia (por. A. Zoll, Okoliczności wyłączające bezprawność czynu. Zagadnienia ogólne).

Analogiczne rozważania powinien podjąć ustawodawca, zastanawiając się nad możliwością istnienia legalnej aborcji. Musi on wówczas dokonać mierzenia wartości kolidujących ze sobą dóbr. Niestety zdaje się, iż obecnie przeżywamy kryzys podejmowania decyzji, dlatego tak ciężko przychodzi naszemu ustawodawcy wypracowanie satysfakcjonującej regulacji w tym zakresie.
Podsumowując, chciałabym podkreślić, że aby w społeczeństwie doszło do wypracowania pewnego konsensusu w kwestii dopuszczalności aborcji, konieczne jest prawidłowe sformułowanie problemu. Używanie nieadekwatnych zwrotów może prowadzić do kolejnych nieporozumień, demonstracji i zaogniania sporu dzielącego Polaków. Dlatego postuluję, aby zamiast mylnie dyskutować o „prawie” do aborcji, przedstawiać raczej problem jako konflikt dwóch wartości, z których każda jest chroniona prawem, przy czym wybór jednej z nich to tak naprawdę poszukiwanie rozwiązania najbardziej społecznie opłacalnego. Chciałabym także zwrócić uwagę na fakt, iż bioetyczna debata na temat początku życia i aborcji przynosi nierównomierne skutki dla mężczyzn i kobiet. To kobiety, i tylko one, zachodzą w ciążę i rodzą, dlatego warto zadać sobie pytanie, czy dyskurs publiczny toczyłby się tak samo, gdyby i mężczyźni rodzili?

Autor: Monika Moska, studentka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, Wydział Prawa i Administracji.